Nagroda dla łódzkiego dziennikarza za reportaż o upadku Spółdzielni Mieszkaniowej Śródmieście ( tzw. Manhattan ) !
Dziennikarz Regionalnego Ośrodka Telewizji w Łodzi red. Waldemar Wiśniewski został nagrodzony przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich za reportaż „Pościg Niekontrolowany”.
Nagrodzona w konkursie praca to relacja z upadku jednej z największych spółdzielni mieszkaniowych: SM Śródmieście w Łodzi popularnie zwanej „Manhattanem” (osiedle w samym centrum Łodzi składa się z licznych wysokościowców).
To była sztandarowa inwestycja spółdzielcza i budowlana.
Zarządzana od wielu lat przez tego samego, bezkarnego i wszechwładnego prezesa, Krzysztofa Diducha popadła w gigantyczne długi a nad mieszkańcami zawisło widmo wieloletnich spłat.
Nagrodzony reportaż miał być, jak twierdzi autor, przestrogą dla innych spółdzielców w Polsce.
Został wyemitowany w październiku 2014 roku w programie Reporter Polski, tuż po tym jak upadek Manhattanu sparaliżował życie w centrum miasta – w wysokościowcach stanęły windy, zabrakło wody, ogrzewania, budynki pogrążyły się w ciemnościach a czynsze lokatorów przejęli komornicy.
Dramat mieszkańców dzięki ogromnemu zaangażowaniu mediów lokalnych i ogólnopolskich rozgrywał się na oczach całej Polski.
Już po emisji nagrodzonego reportażu Sąd ogłosił upadłość likwidacyjną spółdzielni.
http://vod.tvp.pl/16880866/08102014
Wiele miesięcy po wyemitowaniu tego nagrodzonego reportażu nie sposób jednak nie spojrzeć na dalszy scenariusz, napisany przez samo życie.
Człowiek, który doprowadził spółdzielnię do upadku, oszukał tysiące ludzi i zdefraudował wielomilionowy majątek jest nadal bezkarny.
Tytuł reportażu red. Wiśniewskiego okazał się niezwykle celny bo to faktycznie był tylko poślizg niekontrolowany.
Wpływowy, były prezes SM Śródmieście zwany „Królem Manhattanu” po raz pierwszy stracił „panowanie nad kierownicą”, a lokalny układ zamknięty zadrżał. Ale to był moment. Z groźnie wyglądającego poślizgu wyszedł cało, szybko się pozbierał i pędzi dalej nie zważając na przechodniów i znaki drogowe. Nikt go nie zatrzymuje.
Choć od postawienia prezesowi i jego zastępcy zarzutów minęły ponad dwa lata – sprawa nadal nie trafiła jeszcze na wokandę.
Prowadzone nieudolnie i opieszale śledztwo, zaniechane wątki korupcyjne czy przestępczości zorganizowanej, nie rozliczeni do tej pory urzędnicy miejscy, brak zarzutów dla reszty członków zarządu, Rady Nadzorczej i radcy prawnego to smutny bilans postępowania prokuratorskiego ciągnącego się już od 4 lat.
Państwo polskie jest bezradne a system po prostu nie działa.
Nikt nie reaguje też na kolejne ujawniane nieprawidłowości, choć jest się nad czym pochylić…Rzecznik Prokuratury Okręowej w Łodzi robi dobrą minę do złej gry, od czasu do czasu próbując tłumaczyć dlaczego to tak długo trwa ale brzmi mało przekonywująco. Były prezes Krzysztof Diduch jest bardziej rozmowny. Jeśli przyjdzie co do czego – chętnie opowie jakie interesy, z kim robił. Dlatego miejscowy układ musi go chronić. Za wszelką cenę!
http://www.dzienniklodzki.pl/artykul/3818617,sm-srodmiescie-podawali-falszywe-powierzchnie-wspolne-w-aktach-notarialnych-kto-za-to-zaplaci,id,t.html
W obliczu katastrofalnej sytuacji, po zatrzymaniu prezesów wprowadzono do spółdzielni nadzorcę sądowego, Dariusza Jędrzejewskiego, którego potem Sąd zatwierdził jako syndyka.
Jego działania jednak są zdumiewające: nie zakwestionował wcześniejszych transakcji, pobiera nienależne opłaty, nie skorygował aktów notarialnych, blokuje uwłaszczenia. Jest arogancki i reaguje nerwowo – doszło do tego, że zaatakował fizycznie jednego ze spółdzielców, który próbował coś z nim wyjaśnić.
http://www.se.pl/wiadomosci/polska/dramat-pani-anny-z-lodzi-chciwy-syndyk-zabra-moje-pieniadze_599700.html
Syndyk Dariusz Jędrzejewski widywany jest na mieście z byłym prezesem Krzysztofem Diduchem. To pod „czujnym okiem” syndyka spółdzielnią zarządzają ludzie, którzy już w jej władzach byli, robili z prezesem interesy albo stanowili jego zaplecze.
Ludzie byłego prezesa Krzysztofa Diducha i sam syndyk zrobili przez te dwa lata wiele od powstania reportażu aby zrazić lokalnych dziennikarzy do dalszego nagłaśniania tej sprawy. Jużw czasie kryzyzsu uaktywnił się też tzw „zwykły spółdzielca”, który uruchomił stronę internetową, robioną rzekomo „przez mieszkańców i dla mieszkańców”. W rzeczywistości stała się ona nowym narzędziem propagandy ludzi dawnego układu i służy kanalizacji nastrojów społecznych. Sam „zwykły spółdzielca”, gdy już osiągnął zamierzony cel, a ludzie dawnego prezesa zapanowali ponownie nad spółdzielnią, odrobinę się wycofał. Można go teraz spotkać na ulicy jako „zwykłego obywatela”, który wziął sprawy w swoje ręce i przewodzi łódzkiemu Komitetowi Obrony Demokracji.
Ma przecież spore doświadczenie w walce o utrzymanie dotychczasowego układu bo przecież jeden KOD nieformalnie już tworzył (Komitet Obrony Diducha).
Od momentu pamiętnego kryzysu na Manhattanie wykorzystano też wszelkie socjotechniki. Wiele energii włożono w misterne intrygi i rozbijanie jedności spółdzielców, dyskredytowanie tych wokół których jednoczyli się ludzie.
Pojedyncze grupki mieszkańców walczą nadal dzielnie o swe prawa, ale działania wielu umiejętnie storpedowano albo przy pomocy manipulacji skierowano na inne tory. Ci co kiedyś walczyli o likwidację spółdzielni teraz pracują posłusznie nad jej nowym statutem.
MAŁA DYGRESJA :
Tuż po wybudowaniu tego prestiżowego osiedla w wybranych blokach mieszkania można było nabyć wyłącznie za dolary – nic dziwnego, że na łódzki Manhattan sprowadziło się wiele wpływowych, znanych czy zamożnych osób, w tym liczni intelektualiści.
Paradoksalnie to ostatnie ułatwiło nieuczciwemu prezesowi działania.
Człowiek prosty, gdy ktoś mu próbuje wyrwać torbę, instynktownie rzuca się w pościg za złodziejem.
Intelektualista zaś rozważa czy aby miała to być próba kradzieży, czy też ktoś próbował po prostu torbę chwilę potrzymać a może powodowany chęcią pomocy ponieść ją kawałek.
To oczywiście uproszczenie, ale tłumaczy dlaczego wielu inteligentnych, wykształconych ludzi dało się wyprowadzić w pole. Co gorsze nie wyciągają wniosków z własnych błędów.
Zmęczeni, zrezygnowani uwierzyli, że syndyk to ich sprzymierzeniec, dążący do ratowania majątku spółdzielni. Zdają się nie rozumieć, że przecież reprezentuje on interes wierzycieli i w sposób oczywisty zainteresowany jest wyegzekwowaniem roszczeń.
Choć w październiku 2014 rok ogłoszono upadłość likwidacyjną spółdzielni to przy pomocy sprytnej manipulacji, dezinformacji i dezorientacji syndyk szybko zaczął namawiać mieszkańców do wyrażenia zgody na zawarcie układu z wierzycielami, ustalenie harmonogramu spłat i nie likwidowanie spółdzielni.
Oczywistym jest, że gdyby wykreślono SM Śródmieście z rejestru, zniknąłby dłużnik a wierzyciele nie mieliby z kogo ściągnąć należności. Spółdzielca odpowiada za długi spółdzielni tylko do wysokości udziałów.
Na spotkaniach ze spółdzielcami syndyk przekonywał ,że obciążenie każdego z nich nie będzie takie duże i szacował je wstępnie na około 10 tysięcy zł na każdego członka (jeśli zgodzą się zawrzeć układ).
Układ byłby korzystny dla syndyka, bo wierzyciele mają szanse na odzyskanie jakiejś części długu (albo całości), a on sam na wynagrodzenie niebanalne. Układ jest też na rękę byłemu prezesowi Diduchowi: wszak jeśli by wreszcie musiał stanąć przed sądem to będzie przekonywał, że wcale nie zrujnował tej spółdzielni, nie doprowadził jej do bankructwa, a to były tylko „przejściowe kłopoty finansowe”.
Przy okazji cała ta sytuacja zadziała na korzyść lokalnego układu zamkniętego. Pozwoli uniknąć zbędnych wyjaśnień co do roli poszczególnych urzędników w tym zorganizowanym procederze, łamania przez nich dyscypliny finansów publicznych, wzajemnych powiązań.
Warto pamiętać, że przy pomocy tej spółdzielni robiono wiele różnych przedziwnych interesów – jeśli się ona ostanie, to now0-stare władze będą wiedziały jak ją dalej wykorzystać. Część z nich robiła wszak interesy z byłym prezesem, inni stanowili jego zaplecze, jeszcze inni latami zasiadali we władzach spółdzielni.
Z licznych dokumentów wynika, że przy pomocy spółdzielczych nieruchomości legalizowano tu po prostu pieniądze.
W tej sprawie też panuje zmowa milczenia, bo Spółdzielnia Mieszkaniowa Śródmieście w Łodzi nie jest jedyną spółdzielnią, w której takie rzeczy się dzieją.
A w mieście, którym rządzi „miasto” to nie jedyna ” pralnia”…..
Warto zobaczyć jak wygląda sytuacja łódzkiego Manhattanu półtora roku po wyemitowaniu nagrodzonego reportażu :
http://www.tvp.info/20266960/19062015-1732
Z wyróżnienia dla łódzkiego dziennikarza cieszę się nie tylko jako łodzianka.
Interwencja na łódzkim Manhattanie zabrała mi bowiem kilka lat życia : masę czasu poświęconego na prywatne śledztwa, ślęczenie w dokumentach, pisanie do urzędów, chodzenia po sądach, odpieranie oskarżeń. Choć po zatrzymaniu „Króla Manhattanu” okrzyknięto mnie autorką sukcesu – nie mam satysfakcji bo wiem ilu nieszczęściom można było zapobiec, ile majątku uratować gdyby władze miasta, policja i prokuratura reagowały prawidłowo.
Po pięciu latach od rozpoczęcia przeze mnie tej żmudnej batalii nikt nie został jeszcze ukarany a miejscowy „układ zamknięty” nadal jest górą.
Póki co…..
P.S.
„Król Manhattanu” choć zdefraudował gigantyczny majątek wyszedł za kaucją 50 tysięcy jeszcze tego samego dnia, cały czas miał swobodny dostęp do spółdzielni, świadków, dokumentów.
Kilka miesięcy po jego zatrzymaniu Sąd uniewinnił mnie w procesie jaki były prezes i spółdzielnia mi wytoczyli, oskarżając o rzekome naruszanie ich dóbr. Żądali przeprosin w mediach oraz odszkodowania ode mnie w wysokości 40.000 zł. Proces trwał dwa lata. Prezes prowadził go oczywiście na koszt spółdzielni (!)
Sąd Okręgowy w Łodzi uznał, że miałam prawo mówić o „gigantycznej aferze, wyłudzeniu gruntów od miasta, podejrzanych umowach z inwestorem i wieloletnich nieprawidłowościach w spółdzielni.
Były prezes Krzysztof Diduch nie odwołał się od tego wyroku. Ale ma szanse spotkać się ze mną ponownie na sali sądowej Tzw. „czyściciele kamienic” z Targowej pozwali go na świadka w procesie jaki mi wytoczyli. Twierdzą, że naruszam ich dobra nagłaśniając sprawę nękania lokatorów i nazywając „czyścicielami”. Deja vu!
Nie mam pojęcia co były prezes SM Śródmieście Krzysztof Diduch ma do powiedzenia w sprawie czyszczenia kamienic ale chętnie się dowiem.
To, że ma przeciwko mnie zeznawać człowiek oskarżony o oszustwa, wyłudzenia, przestępstwa gospodarcze na gigantyczną skalę, do którego zatrzymania się przyczyniłam pozostawię bez komentarza.