Dary losu
O historii pani Patrycji z Łodzi – samotnej mamy, która wychowała się w domu dziecka od kilku miesięcy mówi cała Polska. Dziewczyna od początku nie miała szczęścia. Urodziła się w patologicznej rodzinie, w małym domku na łódzkich Bałutach. Z dzieciństwa pamięta niewiele dobrego. W domu była melina.Babcia zaglądała do kieliszka. Lubiła towarzystwo. Gdy dzieci jej przeszkadzały biła. Mamy Patrycji często nie było a ojciec gdzieś przepadł. Już wtedy dziewczynka trafiła na łamy gazet, bo rękę pogryzł jej szczur. Ubogi domek, pozbawiony wygód był w strasznym stanie. Bez wody, ogrzewania i kanalizacji. Trzeba było sikać do wiadra. Widząc, w jak ciężkiej sytuacji jest pięcioletnia dziewczynka znajoma rodziny postanowiła się nią zaopiekować i została rodziną zastępczą.
Brama piekła
Tych kilka lat spędzonych u „Cioci Bożeny” ( ja ją do dziś nazywa) pozwoliło złapać oddech. Ale gdy wkroczyła w wiek dojrzewania ( 12 lat) zaczęła sprawiać problemy. Coraz częściej wymykała się z domu. Lubiła przesiadywać u koleżanek, gdzie były pełne rodziny. Buntowała się na każdym kroku. Sytuacja przerosła możliwości starszej już wtedy kobiety, dlatego postanowiła oddać Patrycję do domu dziecka. Dziewczyna znalazła się w łódzkiej placówce na Małachowskiego. Ta zmiana nie wyszła jej na dobre. Wciąż uciekała. Przyznaje, że była okropna dla siebie samej i dla innych. Mając 15 lat zaszła w ciąże. I ten fakt odmienił jej los.
Maria Magdalena
Mimo młodego wieku poczuła się odpowiedzialna za własne dziecko. Zapragnęła okazać mu to wszystko, czego sama nie doznała. Zrozumiała, co to jest miłość bezwarunkowa. Ojciec dziecka nie poczuwał się do niczego. Patrycja urodziła śliczną, zdrową córeczkę, która stałą się jej światem. Po raz pierwszy byłą naprawdę szczęśliwa. Miała wreszcie kogoś, kto ją kochał i był tylko dla niej. W placówce, do której trafiła dostała wsparcie, bo ośrodek prowadzi oddział dla nieletnich mam. Dzielnie zajmowała się córeczką, kontynuując naukę a potem podejmując też pracę. Robiła wszystko, aby dziecko nie odczuło ciężaru całej sytuacji. Marzyła, aby stworzyć mu prawdziwy dom, coś, czego sama nigdy go nie miała.
Droga przez mękę
Kiedy skończyła 18 lat zwróciła się do Urzędu Miasta Łodzi z prośbą o przyznanie małego lokalu z zasobów gminy. Złożyła wszystkie stosowne dokumenty i czekała. Niestety łódzcy urzędnicy przez dwa i pól roku w ogóle na jej podanie nie odpowiedzieli, choć wskazanie lokali na potrzeby osób opuszczających pieczę zastępczą jest ustawowym obowiązkiem gminy. Zniecierpliwiona młoda mama zaczęła ponownie prosić. No to wskazali: 17 m2 bez ogrzewania i ubikacji, ze starym piecem, w ruderze nadającej się do wyburzenia. Najgorsze wspomnienia z dzieciństwa wróciły ….Patrycja odmówiła przyjęcia lokalu, co nie spodobało się urzędnikom. Kolejny miał już ubikację. Dziewczyna przyjęła go bez wahania. Miasto zapowiedziało odświeżenie. Patrycja nie mogła się doczekać przeprowadzki. Tuląc córeczkę snuła plany na przyszłość. Takie zwyczajne, o normalnym życiu. W pracy nikt nie wiedział, że wychowuje ją w domu dziecka. Niestety po upływie kolejnego roku Zarzad Lokali Miejskich w Łodzi poinformował samotną mamę, że wycofuje się ze wskazania przyjętego przez nią mieszkania, gdyż cyt. „ jego odświeżenie jest nieuzasadnione ekonomicznie”. Skrajna niekompetencja i bezduszność urzędników zaważyły na jej życiu.
Chodzi o pieniądze
W mieście rządzonym przez kobiety: Hannę Zdanowską ( PO ), Joannę Skrzydlewską (PO) Małgorzatę Moskwę- Wodnicką (SLD) zabrakło odrobiny empatii i zrozumienia sytuacji młodej mamy. Dom Dziecka nr 5 w Łodzi też nie robił nic, aby pomóc. Dyrektor Kramarz przez sześć lat wysłała do urzędu tylko jedno pismo w sprawie. Jak się później okazało, na pobyt pani Patrycji i jej córeczki w placówce miasto przelewało jej miesięcznie 11 tys. złotych! Przez ostatnie 6 lat z kieszeni podatnika wypłynęło do placówki 792 tys. Można było kupić kilka mieszkań, a wyremontować wiele. Ale nikt się nie spieszył z rozwiązaniem problemu samotnej mamy, bo wszystkim było tak wygodnie. Kiedy po wielu kolejnych miesiącach pojawiła się następna propozycja lokalu, znów w ruderze, ze wspólną ubikacją w korytarzu p. Patrycja zrozumiała, że na urzędników nie może liczyć i postanowiła szukać pomocy na własną rękę. Zgłosiła się do mnie, bo słyszała, że pomagam ludziom w trudnych sytuacjach.
Pomocna dłoń
W ciągu kilku miesięcy wymieniłam z Urzędem Miasta Łodzi kilkadziesiąt pism. Przy okazji na jaw wyszły liczne nieprawidłowości, np. gigantyczne i nierówne kwoty przelewane przez miasto do placówek opiekuńczo wychowawczych. Jedne domy dziecka dostają 3 tys. zł na wychowanka a inne 9 tysięcy. Z każdym kolejnym dniem rozumiałam, że skala problemu jest ogromna a kilkaset już dorosłych wychowanków domów dziecka nie ma się zwyczajnie gdzie podziać. Są zbywani albo celowo okazywane są im rudery, w których strach zamieszkać. Prezydent Zdanowska przechwala się rewitalizacją kolejnych budynków, ale dla osób takich jak pani Patrycja, miejsca w nich po prostu nie ma. Z zebranych dokumentów wynika, że mieszkania w zrewitalizowanych kamienicach rozchodzą się w niejasny sposób.
Ludzie dobrej woli
Po ujawnieniu przeze mnie sprawy niezawodni dziennikarze nie ustawali w działaniach. O sytuacji pani Patrycji informowały zarówno kolorowe pisma, prasa, rozgłośnie jak i prestiżowe programy telewizyjne.Zaskoczeni rozgłosem urzędnicy w pierwszej chwili zaczęli rzucać młodej mamie coraz większe kłody pod nogi. Zastępca prezydent miasta odpowiedzialna za miejskie lokale -Joanna Skrzydlewska- butnie odpowiedziała przed kamerą, że dla pani Patrycji nie znajdzie już żadnego mieszkania. Jej zdaniem młoda mama powinna przyjąć jakąś klitkę w ruderze bez wygód, bo widocznie nie zasługuje na lepszy los. Sprawą p. Patrycji zainteresował się też Rzecznik Praw Dziecka, zaintrygowany losem małej Amelki niesłusznie skazanej na pobyt w placówce z mamą, przez długie lata ( w tym roku Amelka poszła do szkoły). Senator Lidia Staroń po programie zadzwoniła do swojej dawnej koleżanki klubowej, zastępcy prezydent Łodzi Joanny Skrzydlewskiej (PO) z interwencją.
Znieczulica
Lokalne media konsekwentnie relacjonowały sprawę. Urzędnicy reagowali coraz bardziej nerwowo. Opiekunka usamodzielnienia p. Patrycji ( pracownica domu dziecka) zrezygnowała z tej funkcji tuż przed sprawa sądową o przywrócenie samotnej mamie pełni praw nad córeczką. Co do zasady musiały być one ograniczone skoro mieszkały w placówce. A bez ich przywrócenia nie mogłyby się obie wyprowadzić. Z potrzeby chwili zgodziłam się przejąć rolę takiego opiekuna. Pod presją opinii publicznej urzędnicy wskazali wreszcie małe mieszkanko na poddaszu( 1 pokój), ale z bieżącą wodą, centralnym ogrzewaniem, łazienką. Wersja uboga – ściany niezabezpieczone ani jednym kafelkiem, gumoleum, zlew i bateria leżące na podłodze. W tym czasie w okolicy szkoły, do której chodzi mała Amelka oddano do użytku 3 zrewitalizowane budynki, gotowe do natychmiastowego zamieszkania. Mają łazienki wyłożone kaflami po sam sufit, zamontowane kuchnie i sanitariaty. Ale zastępca prezydent Łodzi Joanna Skrzydlewska, odpowiedzialna za lokale, najwyraźniej uznała, że nie ma w żadnym z nich miejsca dla przetrzymywanej w domu dziecka samotnej mamy i jej córeczki. Brak zdolności zrozumienia sytuacji innej niż własna na tak wysokim stanowisku poraża.
Kropelka szczęścia
Poruszeni bezmiarem krzywd wyrządzonych p. Patrycji ludzie zaczęli zgłaszać chęć pomocy. Przez media społecznościowe odezwał się hydraulik i elektryk. Ceramika Paradyż ofiarowała kafelki. Ale problemem był brak podstawowych sprzętów uniemożliwiający przeprowadzkę. Postanowiłam skontaktować się z lokalnym przedsiębiorcą, byłym posłem Piotrem Misztalem. Gdy usłyszał, o co chodzi, poprosił żebym wysłała listę tych najbardziej potrzebnych do mieszkania rzeczy. Dwa dni później zapytałam czy już zdecydował, co z tego sfinansuje a on odparł, że wszystko z listy. Znalazł czas, aby osobiście podjechać z nami do sklepu i zakupić kosztowne sprzęty: meble kuchenne, szafę, lodówkę, pralkę, płytę indukcyjną, piekarnik, odkurzacz. Wprost ze sklepu pojechaliśmy do pustego mieszkania. Uważnie się rozglądał, dawał rady związane ze zmianą instalacji. Widać było, że szczerze chce pomóc.
Miej serce i patrz w serce
Pani Patrycja bardzo się wzruszyła faktem, że obcy ludzie okazali jej więcej serca niż ci, którzy o nią zadbać powinni. Wprawdzie w ramach złośliwości urzędniczej pozbawiono ją i jej córeczkę posiłków w Domu Dziecka ( mogą tam łaskawie przebywać do czasu wyprowadzki), ale wytrzyma jakoś te niedogodności, bo przeprowadzka coraz bliżej. Dzięki szczodrości wrażliwego przedsiębiorcy oraz pomocy innych osób, stworzy wreszcie dobry dom, którego sama nigdy nie miała. Wyciągając pomocną dłoń ludzie dali jej nowe życie. Przekonali, że oprócz zła istnieje też dobro. Pokazali co znaczy „mieć serce i patrzeć w serce”. DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM, którzy je p. Patrycji okazali.
Korzystając z okazji życzę Państwu wspaniałych Świąt Wielkanocnych i przeżycia prawdziwej radości Zmartwychwstania! ALLELUJA