Ciągle czarne chmury nad łódzkim Manhattanem
Mija już rok od wydarzeń, które wzburzyły niejednego mieszkańca molochów spółdzielczych. Mieszkańcy łódzkiego Manhattanu ograbieni przez władze spółdzielni z majątku i pogrążeni w długach zostali przed rokiem pozbawieni mediów, światła ciepłej wody. W najwyższych w mieście budynkach stanęły windy.
Ich problemem żyła cała Polska.
Minął rok , a były prezes nadal nie osądzony , Prokuratura zwleka z postawieniem zarzutów kolejnym osobom , a sytuacja samych mieszkańców SM Śródmieście w Łodzi jest coraz gorsza.
Co ciekawe – rządzą nimi nadal duchy przeszłości. W imię elementarnej przyzwoitości osoby, które doprowadziły spółdzielnie do gigantycznego zadłużenia, a budynki do stanu nie licującego z XXI wiekiem, powinny same usunąć się w cień. Jednak nie ma w tym wypadku mowy o przyzwoitości bo w grę wchodzą przecież wielkie pieniądze, które od lat wydatkowane były poza wszelką kontrolą .
Pojawił się też nowy element tej „układanki ” – czyli SYNDYK . „Fachowiec od naprawiania i likwidowania kłopotów okazuje się jednak arogantem, który opędza się od mieszkańców Manhattanu jak od natrętnych much.
Działania syndyka nie tylko muszą być zgodne z zapisami ustawy Prawo upadłościowe i naprawcze, ale także Prawem spółdzielczym, Ustawą o spółdzielniach mieszkaniowych i innymi elementami prządku prawnego.
Wyznaczony do tej roli przez sąd Dariusz Jędrzejewski nie jest prawnikiem i najwyraźniej nie zabiega o przestrzeganie różnych aspektów prawa.
Będącym w klinczu pomiędzy praktycznie „nieusuwalnymi” ze względów formalnych (proceduralnych) członkami starego układu w spółdzielni, a syndykiem ( działającym przecież w interesie wierzycieli !) mieszkańcy łódzkiego Manhattanu są coraz bardziej pogubieni . Sytuacji nie poprawiają pojawiający się co chwila nowi „doradcy ” których głównym celem jest załatwienie własnych spraw czy też wykorzystanie sytuacji do zrobienia interesu kosztem i tak już pokrzywdzonych spółdzielców. Mieszkańcy muszą sobie uświadomić jedno
Jedynym atutem jaki posiadają w ręku jest ich liczebność (o ile zjednoczą się w działaniu) oraz pieniądze co miesiąc wpłacane do spółdzielni.
Jedność w działaniu gdy walczy się o własne praw jest niezbędna . Przez wiele lat „mafia spółdzielcza” wypracowała metody rozbijania jedności spółdzielców, zniechęcania ich do aktywności, podjudzania i szczucia jednych na drugich. Tylko dzięki temu może spokojnie dzielić i rządzić. Ci, którzy tego mechanizmu ni rozumieją dają się ponownie na te sztuczki łapać.
Nikt nie wie de facto jakimi pieniędzmi obraca spółdzielnia. Ile wynoszą wpływy spółdzielni z innych źródeł niż czynsze za mieszkania źródeł ? W przypadku ogłoszonej upadłości to jeszcze bardziej skomplikowane bo przecież pieniądze idą to na spłatę długów.
Mieszkańcy mają klucz do skarbca spółdzielni. Tylko trzeba się nauczyć go skutecznie używać.